Po dwóch tygodniach perswazji większości mediów, że wszelkie oburzenie na tytuł gdańskiej wystawy "Nasi chłopcy" o żołnierzach Wehrmachtu z Pomorza to przeczulenie i prawacka neuroza- znalazłem w sieci wywiad ze Szczepanem Twardochem na podobny temat.Przeczytajcie go uważnie jeden z fragmentów wywiadu w kontekście gdańskiej wystawy---------------------------------------------Gazeta wyborcza , 18.03.2022,Tytuł: "Twardoch: Nasi dziadkowie z Wehrmachtu byli tylko kierowcami? Za co więc dostali te medale?Nasz, śląski, udział w niemieckiej machinie wojennej jest tak samo niewątpliwy, jak niewątpliwe są powojenne polskie obozy koncentracyjne dla Ślązaków i śląskich Niemców - mówi Szczepan Twardoch przed podwójną premierą "Byka", jego nowej książki i współreżyserowanego przez niego spektaklu.Witold Mrozek, Gazet Wyborcza: Wstęp do rozmowy: Najnowszy tekst Szczepana Twardocha pisany jest dla teatru. Bohaterem "Byka" jest Robert Mamok, Ślązak w średnim wieku, który wraca myślami do swojego dzieciństwa. Zwłaszcza do tego, o czym w jego domu się nie mówiło. A nie mówiło się choćby o tym, co dziadek robił w hitlerowskim wojsku. Jak to wpłynęło na życie Roberta?Szczepan Twardoch: – W dupie mam polskie uprzedzenia – Twardoch jasno odpowiada na pytanie, czy nie boi się, że "Byk" wpłynie na wzmocnienie stereotypu Ślązaka folksdojcza. – Polskie uprzedzenia są problemem Polaków, nie moim.Wywiad: Witold Mrozek: W Polsce da się ciągle straszyć dziadkiem z Wehrmachtu? Jacek Kurski odniósłby znów taki spektakularny sukces jak w 2005 r., gdy mówiąc o dziadku Donalda Tuska, zmienił wynik wyborów?Szczepan Twardoch: A jesteś pewien, że to akurat „dziadek z Wehrmachtu" zmienił wynik tamtych wyborów? Ja tego nie wiem.Nie mam wglądu w polską świadomość. Nasza pamięć historyczna jest przecież zupełnie inna od polskiej, innych wydarzeń dotyczy.W "Byku" nie chcę nikogo straszyć śląskimi duchami, chciałem pokazać, że wewnątrz tego ślicznego państwa, jakim jest Rzeczpospolita Polska, mieszczą się różne pamięci.Na Śląsku inaczej w rodzinnych pamięciach pamiętamy I wojnę światową, nie pamiętamy wojny polsko-bolszewickiej, bo Ślązaków na niej nie było, nie istnieją w naszej pamięci rzeź wołyńska, powstanie warszawskie i tak dalej.Ma to swoje konsekwencje: wśród Ślązaków nie było nigdy resentymentu antyukraińskiego, skoro nie dotknął nas Wołyń, jest za to głęboka antyrosyjskość wywołana pamięcią stycznia 1945 r.Witold Mrozek: W Bytomiu, skąd pochodzę, jeszcze niedawno dało się zostać radnym, odwołując się do bycia przedstawicielem „środowisk kresowych".– Dobrze, ale mówię o Ślązakach, o ludziach, którzy czują się ze śląskością związani, a nie o wszystkich mieszkańcach Górnego Śląska.Witold Mroek: Długo się zbierałeś, by przedstawić postać śląskiego dziadka z Wehrmachtu?Szczepan Twardoch: – Nie, takie postaci już się w moich powieściach pojawiały. Nie licząc warszawskich powieści awanturniczych, zwykle piszę o sobie i o swojej rodzinie. Takie postaci są w „Królestwie" – tam jest śląski nieszczęśnik Konopka z Pilchowic, który rozstrzeliwuje Żydów na Ukrainie. W „Drachu" też są takie postaci – bo ten temat od zawsze jest dla mnie obecny. To składnik mojej pamięci.Witold Mrozek: Ale w „Byku" ten wątek się mocniej wybija. Ów dziadek nie jest tu ofiarą rzuconą w tryby historii – jest postrzegany jako potencjalny kat.Szczepan Twardoch: – Można powiedzieć, że każdy jest potencjalnym katem. Znasz eksperyment Zimbardo?Witold Mrozek: Nie wiadomo, co dziadek wyczyniał na tym froncie wschodnim. Główny bohater "Byka", jego wnuk, stwierdza, że tam to właściwie było bez różnicy, czy dziadek był w Waffen SS, czy tylko w Wehrmachcie.Szczepan Twardoch: – To rzecz, której Ślązacy jeszcze nie przerobili i pewnie już nie przerobią, bo ostatni z weteranów dobija setki. Przerobimy to najwyżej już nad grobami, a tak jest łatwiej. Bo jak do tej pory, to ci wszyscy nasi dziadkowie w Wehrmachcie byli kierowcami albo kucharzami. A potem patrzy się na zdjęcie jakiegoś ōpy i ten kucharz czy kierowca ma dwa Krzyże Żelazne, odznakę szturmową i tak dalej. To oczywiście nie musi oznaczać bycia zbrodniarzem wojennym, częściej zwykle oznaczało po prostu męstwo w boju. No ale mogło być różnie. Nasz, śląski, udział w niemieckiej machinie wojennej, która broniła niemiecką machinę śmierci, jest tak samo niewątpliwy, jak niewątpliwe są powojenne polskie obozy koncentracyjne dla Ślązaków i śląskich Niemców.Witold Mrozek: Co mówiło się o tym w twojej rodzinie? U mnie co najwyżej krążyły żarty, że ktoś był w „AK", ale nie w Armii Krajowej, ale w Afrika Korps.Szczepan Twardoch: – U nas ukrywano te sprawy przed dziećmi. Dopiero jako dorosły człowiek dowiedziałem się, że mój dziadek Oskar Twardoch został w 1943 r. wzięty do Wehrmachtu. Miał szczęście, bo trafił do Holandii, do jednostek fortecznych obsadzających umocnienia. Tam sobie powojował, po czym trafił do amerykańskiej niewoli i tyle. Nie znałem go, bo został ranny w 1951 r. na kopalni, po czym zmarł na tężec.Postać z „Byka" nie jest żadnym z moich dziadków, to raczej figura uniwersalna, ze śląskiego uniwersum. Swego czasu, jako człowiek dwudziestoletni, woziłem mojego drugiego dziadka w odwiedziny do jego kuzyna. Mówili mi: „Siednij sie, sam mŏsz kŏłocz, se pojydz" – i przechodzili na niemiecki, żebym nie rozumiał. Ten kuzyn był właśnie mocno odznaczonym żołnierzem. Na jednym ze zdjęć ma galowy mundur podoficera, a na nim: Krzyż Żelazny, odznakę szturmową, odznakę za rany itd. Przeszedł cały szlak bojowy 239. Dywizji Piechoty Wehrmachtu – zdobywał Katowice, potem była Francja, front wschodni, potem na chwilę Włochy, a potem znowu front wschodni, już do samego końca.Więc ta postać z „Byka" to oni wszyscy w jednym. Ci, których znałem, ci, których nie poznałem, a najwięcej z mojego drugiego dziadka, z którym byłem najbliżej związany – umarł w listopadzie 2020 r., kilka miesięcy po setnych urodzinach. Tyle że on akurat miał to szczęście, że się od niemieckiego wojska wyślizgał, bo pracował w przemyśle chemicznym. Był mądrym człowiekiem, więc gdy go w końcu wzięli do Volkssturmu, uznał, że umieranie za Hitlera w styczniu 1945 r. to pomysł ekscentryczny. Zdezerterował. Żandarmeria go złapała, trzymali go w areszcie w Gleiwitz, mieli go rozstrzelać, ale w nocy jakiś podoficer kazał wszystkim chłopakom uciekać. O jego przeżyciu zadecydował łut szczęścia. Potem widział masakrę w Przyszowicach [27 stycznia żołnierze Armii Czerwonej zamordowali kilkudziesięciu mieszkańców tej wsi, zgwałcili kobiety, spalili domy].Witold Mrozek: Da się mówić o tych tematach w sposób, który nie napędza polskich uprzedzeń wobec Ślązaków?Szczepan Twardoch: – W ogóle nie zadaję sobie tego pytania. W dupie mam polskie uprzedzenia. Polskie uprzedzenia są problemem Polaków, nie moim. Nie jestem działaczem politycznym, nie muszę orientować swojej działalności na osiągnięcie jakichś ani doraźnych, ani strategicznych politycznych czy społecznych celów. Jestem pisarzem i interesuje mnie moja praca literacka. A nie to, czy jacyś Polacy jeszcze bardziej nie będą lubić Ślązaków? Co mnie to obchodzi. Autor: Piotr Semka Link: https://x.com/PiotrSemka/status/1949387263302934919